Kurtyka. Sztuka wolności Bernadette McDonald 7,3
Kurtyka – to nazwisko nie raz i nie dwa przewijało się w innych historiach o polskim himalaizmie, czyli złotej erze lodowych wojowników. Jednak o ile było dość często przytaczane we wczesnych latach rozwoju tej dziedziny, to później jakby zniknęło. Pojawiało się od czasu do czasu i niby przypadkiem, ale zawsze z mocnym przekazem, że to nazwisko naprawdę znaczy wiele w świecie gór. A teraz mam okazję, by Bernadette McDonald opowiedziała mi, o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego jest taki ważny i ceniony, ale jakby go nie było?
Autorkę miałam już okazję poznać przy lekturze Elizabeth Hawley - Strażniczka gór, i była pewnam, że oto zabierze mnie w kolejną fantastyczną historię z nietuzinkową postacią – Wojtkiem Kurtyką. I tak oto rozdział po rozdziale razem z głównym bohaterem wychodzimy z nizin, by odkrywać coraz to wyższe góry i z każdą kolejną podróżą zakochiwać się w nich bez pamięci. Zakochiwać się, odkrywać i traktować z największą czułością, co jak sam określił po latach, było efektem miłości odwzajemnionej.
To co sprawiło, że nagle znika z wyprawowych wspomnień kolegów zapisujących się historii polskiego i światowego himalaizmu jak ci pierwsi, to upatrywanie w wyprawie innego celu, niż samo osiągniecie szczytu.
Sztuka wolności, to właśnie historia człowieka, który opierając się ogólnym trendom miał odwagę, by powiedzieć nie, tam gdzie intuicyjnie nie widział siebie, i podążać własną drogą. Czy mniej popularną? W tamtym czasie i gronie, trochę tak, ale w ogólnym rozrachunku równie docenianą Czy mniej ryzykowną? Zdaniem Wojtka Kurtyki tak, w moim odczuciu równie niebezpieczną co innych wspinaczy, tylko w obliczu innych ryzyk. Czy dającą mniejszy poklask? To zależy od samej osoby, a Bernadette McDonald świetnie przedstawi, jakie myśli kłębiły się w głowie Kurtyki, oraz co stało się jego myślą przewodnią i zarazem dążeniem do umiłowane wolności.
Ponad połowa książki opowiada losy himalaisty, który zniknął z polskich wypraw, choć nigdy nie zniknął z góry. Opowiada o nowych miejscach, nowych górach i nowym stylu, a wszystko to okraszone licznymi przemyśleniami. Druga część, to poniekąd podsumowanie dotychczasowego życia i dążenie do akceptacji aktualnego stanu. Te fragmenty Sztuki wolności podobały mi się zdecydowanie mniej, głównie przez wzgląd na mocno filozoficzny charakter.
I nie chodzi tu o brak zrozumienia, bo mam wielki szacunek dla ludzi z pasją, ale w tym wypadku czułam po prostu przesyt i próbę mierzenia innych swoją miarą, co akurat wywołuje u mnie przysłowiową alergię.
Finalnie odniosłam wrażenie, że Kurtyka skupiony na swojej Sztuce wolności zapomniał, że życie, to nie tylko on i góry, ale także osoby, którym poza górami pozwolił zaistnieć w swoim życiu. I jak wzorowo dbał o swoich partnerów wspinaczki, tak egoistycznie działał w kontaktach z tymi, którzy na niego czekali. Dlatego też jego ocena działań innych alpinistów, w tym wyznaczonych celów i determinacji w ich osiągnięciu uważam za nie na miejscu. Każdy ma swoją Sztukę wolności.
Poza tym drobnym elementem książkę oceniam jako niezwykle cenne i warte polecenia źródło wiedzy o niezwykłym okresie polskiego himalaizmu ze ścian, które zdobyć dadzą się tylko wybranym. Tylko tym, którzy podejdą z pokorom, ale i niezwykłą determinacją.
Bernadette McDonald po raz kolejny nie zawiodła, w przyjemny dla czytelnika sposób opisując zawiłe meandry duszy i historii jednego z najwybitniejszych polskich himalaistów – Wojtka Kurtyki.